Mobilizacja jak co roku, co miesiąc, co poniedziałek. Mobilizacja na każdym froncie i jak łatwo się domyślić bez rewelacji... Święta były bardzo udane, wesoło i gęsto nas było, ludzi i zwierzaków. Myślę, że wszyscy zadowoleni. Wyjazd w góry też fajny - dla mnie nowe doświadczenie, przydało się zmienić klimat. Szkoda, że śniegu mało, bo chciałoby się dłużej posiedzieć. Pogoda dopisała i można się było napawać widoczkami i powietrzem. Sylwester na poligonie w Poznaniu i powrót do rzeczywistości. Od razu lunął deszcz, zerwał się wiatr i tyle z zimy. Siedzimy w domu.
Marcia przywiozła z wyjazdu kilka nowych słówek, kilku nie pamiętam. Babcia odkryła co znaczy jedno, z którego znaczeniem borykaliśmy się jakiś czas:
Kiche - zamknięte, otwórz? ( odkrycie babci, jednak nie jesteśmy pewnie w którą stronę działa..)
Ciaka - dziadek
Ciocia - ciocia
Cip, cip - kurczaczki
Mała - myszka, Mikołaj, choinka
Miki - myszka Miki
Jeć, jeść, amm - jeść
Kuka - pieluszka
Sisi - nocnik
Kempek - pępek (usłyszane tylko raz)
Ide - idę
Bob - Bob budowniczy
Niebawem czeka nas pierwszy balik karnawałowy w przedszkolu. Pani Ciocia z ogromnym naciskiem uczulała nas, aby nie kombinować z przebieraniem dwulatków, gdyż trącona doświadczeniem wie, iż zazwyczaj kończy się to katastrofą :-) Uszyłam Marci spódniczkę z kawałka tiulu na gumce i wystarczy, chyba jej się nawet podoba :-P Ja zrobiłam dziś porządek w albumie ze zdjęciami (internetowym) i nie jem kolacji od trzech dni :-/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz