W końcu się dorobiłam igielnika. Koniec z walającymi się i wpadającymi do laptopa igłami. Mała sowa przyda się do trzymania igieł i szpilek, które teraz dość często są w moim użyciu. Odsapnie też mój mąż, który nie mógł znieść gdy "na chwilę" wbijałam igłę w oparcie kanapy, choć to zawsze, naprawdę było na chwilę... ale co się nasłuchałam to moje. Teraz jest sowa Zocha i będzie porządek!
piękna!! ale u nas ten igielnik za chwilkę powędrowałby w zwinne rączki dzieci ;-)
OdpowiedzUsuń