sobota, 5 listopada 2011

Fajny dzionek..

Dzisiejszy dzień uznaję za mile udany. Wstałam wcześnie, ubrałam Martusię, zostawiłam tacie i poleciałam z domu. Udałam się po raz drugi na Eko Bazar. Niestety ponownie ilość sprzedawców nie powalała, może to i lepiej bo coś mi tam zostało w portfelu. Obkupiłam się w jabłka. Odmiany, które ciężko zdobyć w sklepach, o budzących wspomnienia nazwach. Dostałam resztkę maleńkiej koksy pomarańczowej, jabłka gruszkowe, malinówki ( mięliśmy je w ogrodzie ) i coś bez nazwy u sympatycznego dziadka, 2 gruchy dla Marty. Skusiłam się na kawałek boskiego koziego sera, średnio dojrzałego z kozieradką. Cudo! Doceńmy kozy, może będzie kiedyś taniej :-( W drodze powrotnej zahaczyłam o lumpeksik i obkupiłam Martę w kilka ekstra łaszków na wiosnę. Ciężko teraz coś znaleźć w jej rozmiarze. Chyba jest w bardzo destrukcyjnym wieku.. Sobie skromnie chwyciłam w locie bluzeczkę. I do domu. A tam dziecko śpi, więc kawka i czekoladowy muffinek. Po drzemce tata zabrał córcię na spacer z innym tatą z córcią, więc znów sama :-) Szkoda, że dzień mi tak szybko zleciał...
P.s. jest wieczór, mała śpi, tata poszedł na piwo do drugiego taty i znowu sama! Bosko ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz