środa, 25 stycznia 2012
O co chodzi?
Ja nie wiem, czy to styczeń - uznawany za najbardziej dołujący i depresyjny miesiąc w roku, czy pogoda, czy właśnie nie wiem co, sprawia, że ludzie marudzą, ględzą i denerwują się. Nawet ci przeważnie spokojni, poprzednio mili, teraz nerwowi i niezadowoleni, kąsają przez słuchawkę telefonu. Trudno komukolwiek dogodzić, zawsze coś nie pasuje, a to nie teraz, a to nie później, a to nie o tej godzinie... Jakbym miała worek zapasowego czasu i mogła go rozdawać na prawo, i lewo z dobroci serca. Mój poziom zagotowania jest już na poziomie uszu i niedługo powiem dość! Brać co jest, albo won. Moje próby asertywności pełzną na niczym.. może sama powinnam pójść na jakiś kurs?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Tylko spokój nas uratuje. Masz racje że chyba styczeń taki jest albo to jest brak słońca.Byłam dzisiaj świadkiem awantury w Aptece.
OdpowiedzUsuń