środa, 30 listopada 2011

wtorek, 29 listopada 2011

Błędne koło...

Już wiem, że na siłowni nie schudnę. Co prawda od początku się nie łudziłam, chodząc z zamiarem poprawy kondycji ogólnej i mięśni, które rzekomo utrzymają fałdki w estetycznym ładzie. I owszem, czuję się lepiej, pozytywnie zmęczona, zakwasy już się nie pojawiają, a ja mogę robić ćwiczenia dłużej. Co z tego jeżeli taka godzina na siłowni, wzmaga mój apetyt do granic możliwości. Oczywiście nie objadam się suto przed wyjściem, żeby mi było lżej. Za to po wyjściu na świeże mroźne powietrze, po krótkim spacerze przez Stary Rynek z każdego kąta pachnący potrawami docieram do domu przesiąknięta żądzą jedzenia. Jeszcze po drodze przypominam sobie, że mam pomarańcze, jabłka na przegryzkę. Jak to się kończy? dziś dopadłam świeżego białego chleba z makiem, obsmarowałam zimnym masłem i oblałam ciekłym tegorocznym miodem - no bosko! Wyrzuty sumienia - średnio...

niedziela, 27 listopada 2011

Weekend..

Postanowiłam sprawiać sobie przyjemne weekendy, a przynajmniej jeden dzień. Co prawda większość moich dni jest względnie przyjemnych, ale weekend to weekend. Dobrze wykraść kilka chwil dla siebie, na buszowanie w lumpku, ciepłą szarlotkę z lodami, ploty i kawę oczywiście. Wystarczą dwie godziny i robi się lżej na duszy. Dziś podniecona powyższą perspektywą poranka podjęłam decyzję o samodzielnej podróży samochodem do miasta. Wydaje się to dość banalne, ale dla mnie to wielki sukces. Po prostu dziś poczułam moc, coś co przemogło mój lęk. Moc, lub apetyt na szarlotkę jak kto woli ;-) Udało się, zakupy udane, samochód cały, mąż nieco zestresowany - wyrwałam go z łóżka, na lekkim kacu, taką trzeźwiącą decyzją. Niestety Martusia dziś marudna i wieczorem dała nam w kość - katar i może coś o czym jeszcze nie wiem - oby nie :-(, za to padła spać od ręki. Ale dzień zaliczam do udanych. Teraz kawałek wieczoru, kąpiel, książka, okład z psa i spać.

piątek, 25 listopada 2011

Kartka z pamiętnika cd..

Fascynujących wakacji 88` ciąg dalszy. Po wyjeździe szybki powrót w to samo miejsce... dlaczego? bo nie było telefonów :-)

01.07.1988 czwartek
Wyjechaliśmy o 7.20 rano autobusem do Stargardu. Jazda była taka sama jak przyjazdowa, więc nie ma co opisywać. Kiedy dojechaliśmy na stację w Szprotawie już czekał na nas mój tato aby zawieźć nas do domu bo mięliśmy ciężkie walizki. W domu mama bardzo się ucieszyła kiedy przyjechaliśmy. Paweł od razu pytał czy są tam piłki tenisowe. Przyjechaliśmy o godzinie 17.05 więc nie miałam co robić. Przez resztę dnia siedziałam i ganiałam aby rozruszać kości. Kiedy poszłam do domu dowiedziałam się, że niepotrzebnie wracałam bo właśnie tata, mama i Paweł jadą w sobotę. Ale trochę dobrze bo mogłam sobie zmienić ciuchy. Po uszykowaniu, dni minęły szybko, w sobotę rano wyjechałam z powrotem...

wtorek, 22 listopada 2011

Brawo!

Dziś czwarty dzień walki z naszym pierwszym katarem. Chyba idzie ku lepszemu bo dziś nie ciekło już z nosa, ale gile nadal siedziały. Mam nadzieję, że mija, bo ciężko nam idzie zasypianie, lub tez pojawia się jakaś nowa faza - "chcę później chodzić spać choć już nie mam siły." Mamy też w dniu dzisiejszym mały sukcesik, gdyż Martusia świadomie zaczęła bić brawo :-) Najlepiej jak jej się wtóruje, ale sama też klaska jak jej się coś podoba, no i oczywiście na stojąco! Pokazaliśmy Dziadkom na skype i wszyscy zachwyceni klaskali przez pół godziny... Odkryła też uroki łazienki i skarbów w szafce łazienkowej, nie przeszkadzałoby jej spędzić tam dzień do wieczora.. Magia rozwijania papieru toaletowego jeszcze przed nią, ale kusi mi żeby jej pokazać - wiem, będę żałować, ale co tam.

niedziela, 20 listopada 2011

Talerzyk na pierniki

Czego to człowiek nie zrobi, aby nie prasować sterty ciuchów.. Pół biedy, jeżeli w zamian robi coś konstruktywnego, choć może mniej użytecznego. Za to zdecydowanie bardziej przyjemnego i cieszącego oczy. Do mojej świątecznej kolekcji dołączam talerzyk decoupage na skorupkach jajek. Efekt przepiękny, a jajka skończyły w majonezie.



Strona z pamiętnika

Czy mi się wydaje, czy to dopiero teraz rodzice stają na rzęsach, aby zapewnić dziecku niesamowite atrakcje podczas wyjazdów? Kiedyś sama perspektywa podróży wystarczyła do radości, a co potem.. Zawsze coś znalazło się do zbadania, ale nie stragany i automaty, ale lasy, krowy, piaskownice i to wszystko za darmo! Nuda też nas nie zabiła :-) Bardzo krótki wymowny wpis...

31.06.1988 piątek
Dzisiejszego dnia nic się nie działo, a działo się tak jak zawsze, zabijanie much, gotowanie obiadu i zabawa.

sobota, 19 listopada 2011

piątek, 18 listopada 2011

Pikietująca Świąteczna Ekipa..

Moje spontaniczne zabawy z masą solną dobiegają końca. Nie poszło tak łatwo jak myślałam, ale coś wyszło. Oto moja pikietująca świąteczna ekipa. Zastosowanie - nieznane, ale można umieszczać im na transparentach hasła w zgodzie z panującym nastrojem. Niestety mój dzisiejszy nastrój nie nadaje się do słownej publikacji, więc zamieściłam coś neutralnego. Chyba czas już myśleć o świętach, nie wiem czy się śmiać czy płakać..


środa, 16 listopada 2011

Co jest w zmywarce..

Gdy myślałam o imieniu dla córci, nie oparłam się pokusie zerknięcia w książkę ze znaczeniem imion.. książkę, jasne w Internet. No i niby moje pasuje, Michała pasuje, a Marcia to zobaczymy. Wyczytałam, że to imię przyszłej dobrej gospodyni i Pani domu. I tak też skojarzyłam, jej niezmierną fascynację zmywarką! co dzień urządzenie to wzbudza w moje córci falę ogromnych emocji i zachwytu. Gdy tylko usłyszy sprężynę otwierającą drzwiczki sunie na czterech ile sił z okrzykiem na wdechu. Potem jest oglądanie, wysuwanie, ciapkanie, klikanie, dopóki nie zamknę. Póki co przy zamykaniu nie ma protestu, siada pomału, puszcza drzwi - tak ma być, zaraz będzie szuuu.. Wyczytałam również, że to mała despotka i ambitny uparciuch, co w połączeniu ze znakiem Koziorożca da nie wiem co... Wczułam się w astrologię, ale może powinnam doceniać, że moja córcia na razie ukrywa przed nami swoje talenta :-)

wtorek, 15 listopada 2011

Kucharzenie

Wczoraj i dziś poeksperymentowałam w garnkach. Najpierw były zapiekane pomidorki nadziewane smażoną wątróbką zakrapianą whisky. Przepis podpatrzony w BBC, wyszły soczyste i smaczne. Polecam każdemu to lubi wątróbkę i je ją zapewne tylko i wyłącznie smażoną z cebulą. Bardzo fajne na ciepłą przystawkę.


A dziś przepis typu "zobaczymy co wyjdzie". I jak to bywa w takich sytuacjach zazwyczaj wychodzi całkiem smaczne. Zrobiłam kurczaka w sosie porowym z zielonym pieprzem. Całkiem zdrowa, warzywna i lekka potrawka - w sam raz na popołudnie przed siłownią ;-)

niedziela, 13 listopada 2011

Pamiętnik c.d..

Mój jeden z pierwszych wyjazdów na wakacje bez rodziców. Pojechałam z dziadkami do kuzynostwa. Wspomnę tylko, że mieszkaliśmy w prawdziwym pałacu z z parkiem, jeziorem, tarasem i wieżą. Długa podróż i spotkanie z duchami...

29.06.1988 środa
Wyjechaliśmy o godzinie 6.30 rano. Jechaliśmy pociągiem piętrowym. O godzinie 9.15 byliśmy w Głogowie gdzie mięliśmy przesiadkę, a po dłuższej chwili okazało się, że pociąg z Głogowa do Szczecina ma półgodzinne spóźnienie. Przyjechał wreszcie. Jechaliśmy do Szczecina a z Szczecina do Stargardu. Wreszcie po długich godzinach dojechaliśmy do Krąpiela. Kiedy tylko weszłam do kuchni po 10 min. Adzia zaczęła mnie męczyć. Byłam zmęczona podróżą i niechętnie się bawiłam. Na obiad była zupa botwinkowa, młode ziemniaki z kapustą i koprem. Przez resztę czasu raz jeden zabawiałam się z Adzią. Na kolację była bułka z pomidorem. Potem ciocia powiedziała, że będę spała w dziecinnym pokoju, niestety spałam tylko cztery dni, resztę dni spałam na materacu i w innym pokoju. W pokoju dziecinnym spałam tylko trzy dni dlatego, że zdawało mi się, że łóżko straszy, w czasie kiedy zasypiałam łóżko to trzęsło się strasznie. Trzęsło się z dnia na dzień mocniej. Trzeciego dnia nie wytrzymałam i poszłam spać na materac. Na materacu było cieplej i wygodniej. 

czwartek, 10 listopada 2011

Weekend.. :-)

Jak pewnie większość przeciętnych ludzi mamy zamiar skorzystać z wolnego dnia i wyjechać na weekend. Absurdem jednak jest fakt, że tak naprawdę można zrobić sobie dniem wolnym każdy inny dzień... Jakieś dziwne uzależnienie od świąt. Na dodatek człowiek pakuje się w tłok na jezdniach, przepełnione pociągi, kolejki, korki, nerwice i bezradność, choć przecież wyjedziemy o 7.00! I w tak fantastycznie rozpoczętym weekendzie będziemy "wypoczywać" i trzymać się myśli, że przecież mamy wolne! Jeden piątek do przodu. W sobotę obskoczymy znajomych, pewnie zakupy - szybko bo sklepy do 14.00, i na obiad zdążyć bo to u mamy na ustaloną godzinę, spacer, drzemka małej, obiadek,zabawa, znowu drzemka i wieczór. W międzyczasie matka pokłóci się z ojcem, może z bratem, i oboje będą szukać u mnie swoich racji :-) Mąż zasiądzie z krzyżówką w fotelu "niewidzialny". Ja nawrzeszczę na wszystkich, zasłonię się dzieckiem i wieczornym usypianiem - będzie chwila spokoju - wszyscy będą musieli siedzieć cicho przez pół godziny. Acha no i na to wszystko trzy psy.. Za to wieczorem zasiądziemy do rogala marcińskiego i lampki wina - mało, bo trzeba w niedzielę wracać.. Ale będzie miło, czekali na nas. I tak, mam ochotę jechać, choć z góry wiem o tym wszystkim. Czasem trzeba wystawiać się na takie atrakcje, aby poczuć się częścią rodzinki, bo na co dzień mi tego brakuje. A w końcu po powrocie wypoczniemy dniem powszednim..;-)

wtorek, 8 listopada 2011

Kolejna strona...

Hmm.. wiem co moja mama dostała na imieniny 23 lata temu :-)

24.06.1988 piątek
Dzisiaj 24 czerwca, moja mama ma imieniny. Poszłam z koleżanką Iwoną do miasta, aby rozejrzeć się za prezentem dla mamy, kiedy w ostatniej chwili zobaczyłam w Cepelii na ladzie piękny mały bukiecik różowych róż. Poszłam i kupiłam. Ale zaraz przypomniał mi się pamiątkowy w Hotelu. Poszłam i znowu kupiłam piękną według mnie naklejkę. Naklejka ta była ładna bo przedstawiała sarnę z sarniątkiem. Iwona zaś kupiła niezbyt ładną naklejkę. Kiedy wróciliśmy do domu poszliśmy do Iwony na górę gdzie ona razem z siostrą będzie miała pokój. Kiedy znajdowaliśmy się już na górze ona pokazała mi swoją naklejkę, która przedstawiała Mapeciątka z niedzielnej wieczorynki. Potem poszliśmy do innego pokoju, w którym szukaliśmy pieczątek. Iwona znalazła dwie duże a ja jedną małą. ta moja przedstawiała zająca, a te dwie Iwony były ze słoniem i tygrysem. Bardzo się ucieszyłam bo właśnie ja bardzo lubię odbijać pieczątki.. 


poniedziałek, 7 listopada 2011

Kolejny skrzat

I gotowy kolejny fartuszek. Bardzo szybko i wdzięcznie wyszywa się te skrzaty!
Dokupiłam dziś inną lamówkę, więc urozmaicę następne kolorowym obszyciem.

niedziela, 6 listopada 2011

Tarta z porami, pieczarkami i szynką

Dziś ja poszalałam w kuchni. Znalazłam przepis na tartę z porami i trochę zmodyfikowałam go po swojemu. W moim domu z małym entuzjazmem witane są dania bezmięsne, więc dodałam szynkę i kilka plasterków kabanoska dla ozdoby. Dla siebie dorzuciłam pomidorka i żółty ser. Jak można się było spodziewać wyszło pyszne ;-)


sobota, 5 listopada 2011

Fajny dzionek..

Dzisiejszy dzień uznaję za mile udany. Wstałam wcześnie, ubrałam Martusię, zostawiłam tacie i poleciałam z domu. Udałam się po raz drugi na Eko Bazar. Niestety ponownie ilość sprzedawców nie powalała, może to i lepiej bo coś mi tam zostało w portfelu. Obkupiłam się w jabłka. Odmiany, które ciężko zdobyć w sklepach, o budzących wspomnienia nazwach. Dostałam resztkę maleńkiej koksy pomarańczowej, jabłka gruszkowe, malinówki ( mięliśmy je w ogrodzie ) i coś bez nazwy u sympatycznego dziadka, 2 gruchy dla Marty. Skusiłam się na kawałek boskiego koziego sera, średnio dojrzałego z kozieradką. Cudo! Doceńmy kozy, może będzie kiedyś taniej :-( W drodze powrotnej zahaczyłam o lumpeksik i obkupiłam Martę w kilka ekstra łaszków na wiosnę. Ciężko teraz coś znaleźć w jej rozmiarze. Chyba jest w bardzo destrukcyjnym wieku.. Sobie skromnie chwyciłam w locie bluzeczkę. I do domu. A tam dziecko śpi, więc kawka i czekoladowy muffinek. Po drzemce tata zabrał córcię na spacer z innym tatą z córcią, więc znów sama :-) Szkoda, że dzień mi tak szybko zleciał...
P.s. jest wieczór, mała śpi, tata poszedł na piwo do drugiego taty i znowu sama! Bosko ;-)

Kiedy pada dzieci się nudzą..

Kolejny wpis, nudziłam się strasznie..

10.06.1988 piątek
Pogoda była brzydka. Przez całą noc padał deszcz. Był to bardzo nudny dzień. W domu nic się nie działo. Jak zwykle każdy miał jakieś zajęcie prócz mnie. Na obiad była straszna zupa łle.. Później mama z babcia rozmawiała o moim wyjeździe do cioci. Bo ustaliliśmy, że z moim tatą z babcią i z dziadkiem, że pojedziemy sami do Krąpiela do Adzi i Paulinki na początek wakacji. Kiedy te wakacje, czy się czas przedłuża. A tylko dwa tygodnie do ich początku.

piątek, 4 listopada 2011

Marta krzykiem dla zabawy dziś załatwia swoje sprawy!

Wszelkie głośne dźwięki, piski i krzyki Martusia ćwiczy na cierpliwości mamy. Zaczęłam odróżniać co mogą znaczyć poszczególne wrzaski. Kiedy uruchamia się nerwus, a kiedy fascynujące są kartki książeczki, kiedy widzi psa. Mała ćwiczy głos aż do kaszlu i charczenia niczym mały potworek. Lubię te wrzaski, bo jak jest cicho to broi. Dobrze, że nie mamy za ścianami sąsiadów. Może niedługo będziemy drzeć się obie, kto głośniej?  ;-)

czwartek, 3 listopada 2011

Kolejna strona...

Następny wpis w moim dziecięcym pamiętniku. Do dziś pamiętam stres przed matmą i jak mnie to gnębiło. Na studiach przekonałam się, że to nie ja jestem matematycznym kaleką, a źle mnie uczono w podstawówce.. szkoda, że dowiedziałam się tak późno.

8.06.1988 środa
Tego dnia nie wiodło się dobrze. Nasza pani w szkole rozdawała sprawdziany. Kiedy pani je rozdaje w klasie jest niepokój. Wszystkie dzieci martwią się o swoje oceny. Sprawdzian nie powiódł się zbyt dobrze. Niektórzy dostali tróje albo dwóje. Ja też dostałam tróję na szynach. Ale i tak niedługo wakacje, tylko boję się czy zdam do czwartej klasy. A do tego mięliśmy dużo nauki i jeszcze pożegnanie szkoły. Zaczęłam więc starać się w nauce. Pani mówi, że muszę dużo ćwiczyć z matematyki bo grozi mi to nieszczęściem na świadectwie i nieprzejściem. W ten wtorek mamy sprawdzian ze wszystkich tematów. Bardzo się boję, ale chyba przeżyję. 

Mikołajowy niekapek

Kilka dni temu dostałam piękne wzorki wraz z pomysłem na nowe fartuszki niekapki do wina. Zabrałam się niezwłocznie do wyszywania i mamy już efekt końcowy. Spróbowałam po raz pierwszy wyszywać na kolorowej kannie, trochę męczące dla oczu, ale podobają mi się takie świąteczne zielenie. Niebawem zaprezentuję kolejne fartuszki!

środa, 2 listopada 2011

Zdobyłam jarmuż

Fantastyczne warzywo, niesprawiedliwie zapomniane. Poszukiwałam od dłuższego czasu w sklepach, bazarach i bezskutecznie. Moja babcia sadziła sporo w ogrodzie, gdzie stał sobie w ziemi całą zimę pod śniegiem, w każdej chwili gotowy do spożycia. Dziś szłam na spacer pobliską ulicę i zerkając ludziom do ogródków odkryłam prawdziwą plantację jarmużową. Nie zastanawiając się długo zapukałam do drzwi właściciela. Starszy Pan, nieco zaskoczony propozycją odsprzedania jednego krzaczka, ruszył do ogrodu. Wyrwał mi z korzeniami trzy wielkie krzaki i zniknął, gdy zaproponowałam zapłatę.. :-)
Nie znalazłam wielu przepisów. Chciałam zrobić jak babcia, w solonej wodzie z palonym masłem. Niestety rozgotowałam na amen, "falbanki" oraz praktycznie porcja jarmużu zniknęły w garnku, więc wyjadłam smaczności łyżeczką.. Jutro druga próba, zleję wrzątkiem i pogotuję minutkę.

Pamiętniki

Już wiem dlaczego chcę pisać. Moja mama odkąd zaczęłam władać długopisem namawiała mnie do pisania pamiętników - piórem i pisałam. Chyba zaczęło się od obowiązkowych zeszytów lektur, a potem chęci pisania dla siebie. Mama wspaniałomyślnie wszystko zachowała i teraz jest co poczytać! Oczywiście blog nie jest miejscem na spisywanie sekretów, dlatego podzielę się treściami z moich pamiętników z dzieciństwa. Wpadł mi w ręce mój pamiętnik z 1988r. przeczytałam go 3 razy i dziecięce realia nieco się zmieniły przez te lata.. O czym teraz pisałyby dzieci? nie będę nic zmieniać w treści... za wyjątkiem błędów.

4.06.1988 sobota 
Jedziemy !!!
Tato z mamą postanowili, że pojedziemy do Radzynia. I kiedy już wyjechaliśmy, niestety przez całą drogę nudziłam się. po prostu nie miałam co robić. No ale po jakimś czasie dojechaliśmy zdrowo. Niestety tam w Radzyniu załapaliśmy się na złą pogodę. Całą noc padało. Rano jak żeśmy wstali było trochę mokro, ale słońce lekko świeciło. Dopiero koło południa zaczęło się ocieplać. Przez jakiś czas nie mięliśmy z Pawłem co robić. Więc wzięliśmy swoje rakiety tenisowe i odbijaliśmy o ścianę domu. Później z mamą i z tatą pojechaliśmy do Sławy, gdzie kupiliśmy gazetę i inne drobiazgi. W Sławie nic nie kupiliśmy ciekawego bo była niedziela. Po przyjeździe z miasta poszliśmy ostatni w tych dniach nad jezioro. Gdy już wracaliśmy do naszego domku kempingowego musiałam poszukać muszelkę, którą obiecałam przywieźć dziadkowi. W domku mama z tatą ganiali tam i z powrotem jakby za czymś pędzili. W końcu się wszyscy z wszystkim pozbierali. Jeszcze na koniec tatuś załatwił kilka spraw dotyczących przyjazdu i odjazdu. I odjechaliśmy...

 

wtorek, 1 listopada 2011

Moja Marta

Martusia jest obecnie moją największą pasją. Zajmuje mi najwięcej czasu, pracy i nakładów, ale za to nigdy mi się nie nudzi ;-)

Zaczynamy..

Więc nadszedł ten Dzień. 1 listopada po udanym słonecznym spacerze, przyszła ochota podzielić się wrażeniami. Tak więc jestem..